Wpatruję się tępo w przestrzeń nie znając konkretnego celu, nie widząc powodu. Myślę o tym co mam robic, co robię z swoim życiem. O czym tak na prawdę marzę, co chcę osiągnąc, kim jestem..
Pogubiłam się w tym wszystkim. Po raz kolejny... nie umiem radzic sobie z życiem, wszystko mnie dobija, odtrącam ludzi, którym na mnie zależy i nie wiem dlaczego.
Rok temu nie gadałam z mamą, przytuliłam ją po pół roku dopiero na święta, ale to było rok temu. Teraz mówię jej prawie wszystko, przytulamy się- nareszcie czuję, że ją mam i zależy mi na tym, żeby tak zostało. Ale się nie da, jeżeli zostanę na drodze jaką wybrałam, bo przecież ana to niszczenie siebie. Kłamstwa.
Popadam z skrajności w skrajnośc. Jednego dnia katuję się cwiczeniami na których spalam 800 kcal! by przez kolejne dwa jeśc 1100... nie rozumiem.
Daję sobie czas do pierwszego listopada. Jeżeli pierwszego się ogarnę i zjem mniej niż 700 kcal, zostaję. Jeżeli nie to.... to nie wiem, nie mam planu B.
Jutro zostaję w domu, prawie zemdlałam na wf i ledwo doszłam do domu. Nie miałam siły nawet stac w tramwaju. Po powrocie spałam prawie dwie godziny ale czuję się jeszcze gorzej. Moja mama wie, że jeżeli śpię w dzień to rano obudzę się z temperaturą. Nawet nie muszę jej miec. Przyłożę termometr do kaloryfera i tez będzie 37,3 co wystarczy do zostania w domu. Nauczę się na sprawdzian z historii, zrobię zadanie na francuski. Inaczej nie dam rady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz