niedziela, 1 grudnia 2013

10

Czasami mam wrażenie, że z dnia na dzień jestem coraz mniej warta, że z każdym dniem coraz bardziej moje cielsko odtrąca ludzi, którym na mnie zależy i których ja potrzebuję. Nie rozumiem dlaczego kiedy to piszę łzy nachodzą mi do oczu, podobnie jak wczoraj. Stanęłam przed lustrem i wtedy na prawdę zrozumiałam jak bardzo nienawidzę swojego ciała, jak bardzo mnie odraża i powoduje, że jestem nieszczęśliwa.
Dzisiaj mamy pierwszy grudzień, a ja nadal stoję w miejscu o ile nie przytyłam jeszcze bardziej.
Od jutra mam nowe zasady:
-piję tylko herbaty, wodę i raz dziennie jeżeli będę chciała sok
-nie jem słodyczy, żadnych
-jem w tygodniu max.400 kcal, a w weekend max.600
-stosuję się do tego do świąt
I na święta chcę sobie zrobic prezent-sama sobie jak nigdy. Na wadze 20 grudnia zobaczę 61 kg, a 24 grudnia równe 60 bądź mniej (wtedy byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie!). Tak więc od tego momentu zaczynam nowe, chude życie wam życzę tego samego. Tak przy okazji, znowu się pocięłam. To mi pomaga.

piątek, 22 listopada 2013

09

Znowu czuję to co rok temu- obrzydzenie do jedzenia, do świata, do życia. Na zewnątrz się cieszę, a w środku wołam o pomoc. Jem coraz mniej, tak sama z siebie, bez żadnego planowania, bo wtedy jakoś wszystko się układa. Paradoks. Kiedy chcę żeby coś się ruszyło, to się cofam ale kiedy przestaję się starac to samo przychodzi.
Dzisiaj wyszłam z domu, po zjedzeniu porcji owsianki jak dla małego dziecka i uświadomiłam sobie, że nic nie jadłam dopiero o 14 po wyjściu z szkoły i zjadłam dopiero o 15, malutką miseczkę zupy ogórkowej. Potem cztery średnie pierogi ruskie. A potem coś za co przeklinam siebie- trzy/cztery pierniczki (naprawdę małe) i czekoladkę. Cholera znowu. A potem na kolację zjadłam ok. 300 g serka wiejskiego light. Mogło się obejśc bez serka i tych słodyczy. Jutro już tego nie będzie.
Wejdę na wagę 20 grudnia- w dzień wigilii klasowej- nienawidzę takich imprez więc warto by było jakoś poprawic taki dzień. Chcę zobaczyc równe 60 kg. Mam 4 tygodnie, przy czym teraz ważę ok. 68,5 kg- jak można się tak spaśc, nadal tego nie pojmuję.
Jutro idę na urodziny do koleżanki, do kina więc bez jedzenia, a potem mamy iśc na lody, ale jestem chora więc powiem, że nie mogę bo gardło. Idealnie. Ale niczego nie planuję. Wrócę to pocwiczę i zrobię połowę zadania domowego, a potem Kevin sam w domu <3

"Rozmyślanie o śmierci jest rozmyślaniem o wolności"- James Morrison

środa, 13 listopada 2013

08

Jeden z najgorszych dni w moim życiu od dłuższego czasu. Wszystko naraz się na siebie nałożyło i przytłoczyło mnie do tego stopnia, że na moim nadgarstku znów zagościły czerwone kreski. Fuck. Teraz zastanawiam się jak je jutro na wf zamaskuje.
Matka po raz kolejny zmieszała mnie z błotem i to z jakże błahego powodu- na 13 przedmiotów mam 3x 1; 2 i 3x 3 a reszta to same piątki, czwórki i szóstki. Co za baba. Najlepsze jest to, że powiedziałam, że nie ważne jakbym się starała to dla niej i tak zawsze będę niewystarczająco dobra. Nie zaprzeczyła, miałam nawet wrażenie, że pokiwała głową na tak. To teraz zobaczy jaka będę idealna. Żadnej oceny poniżej 4 i będę jeśc codziennie małe jabłko, trochę obiadu i 0,5l wody owocowej. Zobaczy jaka jestem okropna.
A co dzisiaj? Po podliczeniu wyszło 550 kcal, jak zawsze musiałam zawalic już drugiego dnia. Jeszcze rano zepsuł się tramwaj i w deszczu musiałam zapieprzac 2 km w deszczu i trafiłam na kartkówkę z fizyki, gdzie źle napisałam wzór i całe zadanie spieprzone.
Jutro tak jak już pisałam wcześniej trochę obiadu i małe jabłko, i ta woda bo pokochałam żywca truskawkowego i malinowego ♥. W piątek głodówka i pewnie tak będzie w każdy aż do świąt bo najpierw po lekcjach mam 30 min francuskiego z nauczycielką, a potem idę z przyjaciółką dawac korki naszemu koledze, więc w domu będę lądowac ok. 17:30, a mamie będę wciskac kity, że jem na mieście. Będę przy okazji dostawac kasę na "obiad", a nowe książki czy cokolwiek innego będą lądowac na moim biurku.
Głowa mnie strasznie boli i nie wiem dlaczego, a jeszcze muszę się trochę pouczyc matematyki i nauczyc się chemii (większośc powtórzyc, ale jednak). Ja spadam pooglądac thinspiracje. papa :*


wtorek, 12 listopada 2013

07

W mojej głowie już od około dwóch miesięcy są tylko święta, tylko myśl o tym trzyma mnie przy zdrowych zmysłach. Codziennie słucham świątecznych piosenek, oglądam zdjęcia i filmy o tematyce świątecznej, tyle mi na razie wystarczy. Jednak fakt jest taki, że zostało tylko, niecałe 6 tygodni! Nie mogę się doczekac!
Te 6 tygodni będą idealne pod względem jedzenia i ogólnie wszystkiego! Mam tyle energii i chęci do wszystkiego jak jeszcze nigdy, zwłaszcza do szkoły.
Bilans dzisiaj trochę zepsułam- najpierw zaspałam i wzięłam coś na szybko na śniadanie (miała byc okropna, bezsmakowa owsianka, która ma 100 kcal! a zapycha niesamowicie aż do obiadu o 16...) i potem podczas pieczenia ciasteczek- najpierw spróbowałam trochę surowego ciasta, a potem dwóch małych ciastek... nie piekłam ich dla siebie tylko do szkoły na kiermasz. Ale i tak dobrze, że tylko dwa bo ostatnio skończyło się na 15... obok mnie leżał sobie rogal marciński (400 kcal!!!) ale go nie tknęłam, w szkole koleżanka częstowała mnie dwukrotnie! batonikiem i potem drożdżówką i nie wzięłam. Dzień uważam mimo wszystko za udany. Jutro zebranie.... nie martwię się bo nie wiedzą tylko o 1 z fizyki, ale coś tam wymyśle, bo reszta idzie całkiem nieźle :).
Śniadanie:
kromka chleba razowego- 78 kcal
pół plastra sera żółtego- 18 kcal
jogobella 0%- 63 kcal
Obiad:
groszek z marchewką- 20 kcal
3x brukselka- 20 kcal
łyżka puree z mlekiem 0,5 %- 25 kcal
pół kotleta mielonego- 80 kcal
no i te ciastka- ok. 80 kcal
Razem: ok. 384 kcal+ 2x zielona herbata, jakiś napój na spalanie kalorii, woda 1 l
Z tym kotletem to fajna sprawa. Jadłyśmy obiad (i tak nie chciałam go jeśc) i przyszedł pan od ubezpieczeń, więc poszłam dokończyc jeśc do swojego pokoju i tak oto połowa kotleta spoczywa w mojej szafce. Muszę pamiętac żeby go jutro rano wyrzucic. Miłego tygodnia :* 


poniedziałek, 28 października 2013

06

Wpatruję się tępo w przestrzeń nie znając konkretnego celu, nie widząc powodu. Myślę o tym co mam robic, co robię z swoim życiem. O czym tak na prawdę marzę, co chcę osiągnąc, kim jestem..
Pogubiłam się w tym wszystkim. Po raz kolejny... nie umiem radzic sobie z życiem, wszystko mnie dobija, odtrącam ludzi, którym na mnie zależy i nie wiem dlaczego.
Rok temu nie gadałam z mamą, przytuliłam ją po pół roku dopiero na święta, ale to było rok temu. Teraz mówię jej prawie wszystko, przytulamy się- nareszcie czuję, że ją mam i zależy mi na tym, żeby tak zostało. Ale się nie da, jeżeli zostanę na drodze jaką wybrałam, bo przecież ana to niszczenie siebie. Kłamstwa.
Popadam z skrajności w skrajnośc. Jednego dnia katuję się cwiczeniami na których spalam 800 kcal! by przez kolejne dwa jeśc 1100... nie rozumiem.
Daję sobie czas do pierwszego listopada. Jeżeli pierwszego się ogarnę i zjem mniej niż 700 kcal, zostaję. Jeżeli nie to.... to nie wiem, nie mam planu B.
Jutro zostaję w domu, prawie zemdlałam na wf i ledwo doszłam do domu. Nie miałam siły nawet stac w tramwaju. Po powrocie spałam prawie dwie godziny ale czuję się jeszcze gorzej. Moja mama wie, że jeżeli śpię w dzień to rano obudzę się z temperaturą. Nawet nie muszę jej miec. Przyłożę termometr do kaloryfera i tez będzie 37,3 co wystarczy do zostania w domu. Nauczę się na sprawdzian z historii, zrobię zadanie na francuski. Inaczej nie dam rady.

wtorek, 15 października 2013

05

Odkładam SGD na przyszły tydzień, nie jestem jeszcze gotowa...
Jestem na siebie zła, jest mi smutno i jestem gruba. Jakieś pytania?
Nie mogę sobie pociąc rąk bo jutro testy alergologiczne, a muszę! Nie dam rady....
Zostają uda. Trudno. Są tak grube, że napis FAT nie zrobi na nich różnicy.
Pieprzona gruba świnia- 650 kcal...

poniedziałek, 14 października 2013

04

Czasami mam wrażenie, że znajduję się w szklanej bańce. Całymi dniami (bierzcie to dosłownie) żyję marzeniami. Marzę kiedy śpię, kiedy idę ulicą, kiedy siedzę w szkole, kiedy jem (właściwie to nie jem, ale pasuje żeby to napisac) kiedy czytam, odrabiam lekcje, uczę się. Pasuje mi to. Taka właśnie jestem, pogrążona w marzeniach i wyobrażaniu sobie swojego życia za 4,5 roku. To pomaga mi wytrwac, przeżyc.
Zawsze wyobrażałam sobie taką osobę (żyjącą marzeniami) jako kruchą istotkę. Ja taka nie jestem, ale dzisiaj się coś zmieniło, z każdą godziną jestem bliższa spełnienia tego wyobrażenia bo NIE JEM.
Bilans na dziś:
budyń- 130 kcal
3 ciastka (wyrzygane więc nie wliczam)
warzywa na patelnie- 120 kcal
jabłko- 30 kcal
Razem: 280/400 kcal (zaczęłam SGD)
 Aktywnośc:
2x cwiczenia na chude nogi
dużo chodzenia
30 brzuszków
+ dwie zielone herbaty, jedna owocowa, litr wody
Można, ogarnęłam się i jestem bliżej ideału. Długa droga przede mną, ale jestem jeden dzień bliżej. Tak będzie już do końca. Bez żadnego zawalania. Czysta droga do chudości. 
Jutro idę z klasą do kina więc do powrotu do domu ok. godz. 15 nie zjem nic, a będzie dużo chodzenia :D. Potem w domu muszę zjeśc obiad, czyli zupę pomidorową z makaronem, którego postaram się zjeśc najmniej jak to możliwe. W najgorszym wypadku będzie 250 kcal, w najlepszym 180 :D. Trzymajcie za mnie kciuki, bo pierwsze trzy dni są najgorsze. Żołądek się kurczy, a to masakrycznie boli ;/ Pewnie nie będę spała pół nocy przez ból. Do końca października BĘDĘ wazyc 61 kg, do końca listopada 55 kg, a do końca grudnia 52. Później się zobaczy, ale do 17 marca, czyli moich urodzin 15 muszę ważyc 45 kg. Wtedy nie wiem co będę robic. Od dzisiaj piszę codziennie i w pasku bocznym będę zaznaczyc dni SGD i bez słodyczy.