piątek, 22 listopada 2013

09

Znowu czuję to co rok temu- obrzydzenie do jedzenia, do świata, do życia. Na zewnątrz się cieszę, a w środku wołam o pomoc. Jem coraz mniej, tak sama z siebie, bez żadnego planowania, bo wtedy jakoś wszystko się układa. Paradoks. Kiedy chcę żeby coś się ruszyło, to się cofam ale kiedy przestaję się starac to samo przychodzi.
Dzisiaj wyszłam z domu, po zjedzeniu porcji owsianki jak dla małego dziecka i uświadomiłam sobie, że nic nie jadłam dopiero o 14 po wyjściu z szkoły i zjadłam dopiero o 15, malutką miseczkę zupy ogórkowej. Potem cztery średnie pierogi ruskie. A potem coś za co przeklinam siebie- trzy/cztery pierniczki (naprawdę małe) i czekoladkę. Cholera znowu. A potem na kolację zjadłam ok. 300 g serka wiejskiego light. Mogło się obejśc bez serka i tych słodyczy. Jutro już tego nie będzie.
Wejdę na wagę 20 grudnia- w dzień wigilii klasowej- nienawidzę takich imprez więc warto by było jakoś poprawic taki dzień. Chcę zobaczyc równe 60 kg. Mam 4 tygodnie, przy czym teraz ważę ok. 68,5 kg- jak można się tak spaśc, nadal tego nie pojmuję.
Jutro idę na urodziny do koleżanki, do kina więc bez jedzenia, a potem mamy iśc na lody, ale jestem chora więc powiem, że nie mogę bo gardło. Idealnie. Ale niczego nie planuję. Wrócę to pocwiczę i zrobię połowę zadania domowego, a potem Kevin sam w domu <3

"Rozmyślanie o śmierci jest rozmyślaniem o wolności"- James Morrison

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz